"Rodzice byli szczęśliwym małżeństwem. Nieustannie ze sobą rozmawiali. Ojciec robił wino z głogu albo z porzeczek, ściągali je sobie do dzbana i siedzieli przy nim, gadając i palac papierosy. Gadali do późna, często ja albo brat budziliśmy się i wołaliśmy, żeby już poszli spać. Mój ojciec był nieustannie ciekawy mamy. Bardzo ją kochał, do końca jej nie rozgryzł, jakby skrywała jakąś tajemnicę, a on chciał ją poznać. Ciekawość drugiego człowieka to najpiękniejsza forma miłości. Mój ojciec to musiał wiedzieć…".
Janusz Leon Wiśniewski
Wszystko mi mówi, że po sierpniu nadchodzi listopad.
Tym razem się nie boję. Może jeszcze. Może to przyjdzie.
Tęsknię, ale nie rozpaczam. Okazuje się, że w próżni znalazłam też i bardzo dużo ciepła.
Wiosną powrócę z Wyraju
Przylecę z pierwszym
Klangorem żurawia tonącego
W pośniegowym błocie
Umrzeć jednak najpierw muszę
Niczym najmniejsze z wróbli
Zmrożone ciemnością zimy
Musze wszystko stracić
Zwyczajem klonu szumiącego za oknem
Bez liści bez oddechu naga na wietrze
Kruche blizny na jego korze
Niech będą mi drogowskazem
Nie martw się miły
Ja zawsze powrócę ptasim
Rytuałem marca
A jeśli mogę mieć życzenie
Najbardziej bym chciała
Odrodzić się w piórach lelka
Który nocą czuwa nad twoim snem
Choć bardziej niż stać na straży
Pragnie wplątać się w twoje
Rozrzucone na poduszce włosy
I czekać w nich aż zaświta
I uwić w nich na tę jedną noc gniazdo
I czekać aż mgły zaczną lizać
Brzuchy leśnych wzgórz
Prawie jak rozpalony
Glupim niedopałkiem pożar Read More »